Menu Zamknij

Wielki świat nie leży za granicą. On jest w Tobie.

Ostatnio Marcin pytał mnie, kiedy napiszę jakiegoś posta… Pozdrawiam więc Marcina i zabieram się za pisanie czegoś, co od dawna chodziło mi po głowie.

Odwiedziłam w życiu dość sporo różnych krajów i wysp (uważam, że to osobna kategoria – bo wyspy to inna bajka od krajów kontynentalnych) w Europie. Gran Canaria, Ibiza, Formentera, Korsyka, Lofoty. Norwegia, Szwecja, Dania, Finlandia, Anglia, Niemcy, Francja, Czechy, Włochy, Szwajcaria, Monako, Belgia, Luksemburg, Łotwa. Liczba miejscowości, które odwiedziłam, już jakiś czas temu przekroczyła setkę.

We Francji nawet mieszkałam, łącznie trochę ponad rok.

Jak po deszczu wyrastają blogi podróżnicze, gdzie ludzie opisują swoje wypady autostopem, tanimi liniami, rowerami, czym się da.

Czasem się denerwuję – jak ktoś, kto zwiedził 5 krajów na krzyż może zakładać bloga podróżniczego, skoro moja lista jest znacznie dłuższa?!

A potem emocje opadają i myślę sobie:
Wszystko dobrze. Ci blogerzy owszem, chwalą się, ale i relacjonują, pokazują wspaniałe zdjęcia, dają porady – ich wojaże niosą pewną wartość, ponieważ potrafią zrobić użytek ze swojego doświadczenia, przekazać wiedzę i dać innym namiastkę własnych wspaniałych wspomnień jako zachętę do ruszenia się z domu.

Szybkie zakupy w markecie, jemy z Olkiem obiad w parku, czekamy na autobus. A tu takie kamienie. Spędziłam trochę czasu usiłując rozszyfrować napisy na nich na podstawie swojej zanikającej znajomości szwedzkiego. Zna ktoś duński może? / Dania 2014

Tu nie chodzi o to, kto zaliczył więcej miast, kto przypiął więcej pinezek na mapie.

Chodzi o to, żeby pokazywać, że podróże kształcą i być tego namacalnym dowodem.
Chodzi o to, że każde miejsce powinno zostawiać w sercu ślad.
Niektórzy potrafią po prostu o tym pięknie mówić, obojętnie czy byli za granicą pięć, dziesięć czy dwadzieścia czy pięćdziesiąt razy. Bliżej czy dalej. W mniej lub bardziej bezpiecznych okolicznościach. Na przykład Miniomki lub Tim Teller. Albo moja znajoma, Weronika Szwajda – opowiada zdjęciami, szybkimi wpisami na Instagramie i Facebooku, opowiada całym swoim serduchem.
Jednak jeśli ktoś z podróży za granicę wyniósł tylko tyle, że było fajnie, a Polska jest do niczego, trzeba stąd spadać, bo tam jest lepsze życie… to tak na prawdę nie podróżował. Wyjechał turystycznie i wypoczął, lub zarobkowo i się wzbogacił. Nie wszystkich wyjazdy wzbogacają duchowo. Przejazd z punktu A do punktu B, a potem powrót, to jeszcze nie jest to.
Powyższa sytuacja jest zlepkiem różnych opinii, które słyszałam w ciągu całego życia, nie cytuję konkretnej osoby.
Ale pamiętam dwie sytuacje, kiedy spotkałam ludzi z całą pewnością nie rozumiejących podróżowania i otwartości na świat.
Nawet człowiek obok którego przechodzisz idąc ulicą, jest częścią historii opowiadanej przez miasto. / Mediolan 2014, Włochy

Na urlop do krainy biedy

Przechadzaliśmy się nad polskim morzem z moim mężem, wtedy jeszcze narzeczonym. Pomagał mi zbierać muszelki – nigdy nie mogę sobie tego odpuścić, zawsze bardzo dokładnie lustruję piasek i spędzam na tej czynności całe godziny. Starsze małżeństwo siedziało na kocu, zapytali czy szukamy bursztynów, odparłam, że tylko muszelek. Od słowa do słowa nawiązała się konwersacja i zapytani skąd jesteśmy, powiedzieliśmy, że z Bydgoszczy, ale poprosiłam Olka, żeby się pochwalił, skąd w ogóle pochodzi. Kiedy powiedział, że z okolic Lwowa, starsza pani zaczęła trajkotać.
„Byliśmy we Lwowie na wycieczce dziesięć lat temu! Oj, tam jest tak ładnie, ale taka bieda…” – i zaczęła przytaczać przykłady tej rzekomo przytłaczającej biedy, tak jakby Lwów nie był niczym innym tylko biedą, biedą i biedą, jak i cała Ukraina, po czym przyszło pytanie, czy Olek przyjechał do Polski zarobkowo, chyba ich zaskoczył, że tak naprawdę przyjechał na studia, a potem znalazł pracę, a potem mnie.
– Było ci przykro? – zapytałam potem Olka.
– Trochę. – odparł.
– Ona mówiła tak, jakby nie zobaczyła tam nic, prócz biedy – powiedziałam zdegustowana i smutna. – W sumie, skoro we Lwowie według nich jest tylko bieda, to po co w ogóle tam jechali? W ogóle, ale z nich bogacze, pojechali na wakacje aż do Sopotu. – zaczęłam z nich drwić, bo mnie wkurzyli. Tym prostactwem, brakiem wyczucia i sposobem odbierania rzeczywistości.
***

Globtrotterka?

Siedzieliśmy na dziedzińcu koło restauracji, gdzie miało się wkrótce odbyć nasze wesele. Przy stoliku obok siedziała pani, która bardzo głośno wygłaszała monolog pod adresem swojego towarzysza. Nie trzeba było podsłuchiwać, po prostu wszystko było słychać aż nazbyt wyraźnie.
„Mój mąż daje mi zawsze pieniądze na zakupy i potem chodzę, chodzę i czuję, że wydaję za dużo, wiesz, chyba jestem zakupoholiczką, myślę o tym, żeby iść na terapię… W ogóle, wiesz, byłam na kilku takich wyjazdach, na przykład we Włoszech, tam jest tak pięknie i tak bogato, i wiesz, byłam z samymi urzędnikami, oni wszyscy się schlali w trupa, mówię ci, taka impreza… No i ja tam z nimi, haha, rozumiesz, było bosko. No i innym razem, pojechaliśmy na Łotwę, do Rygi, taka bieda tam na ulicach, ci ludzie tak wzbudzali litość, ale wiesz, wiesz, oni tą biedę tak znosili… z godnością! A my w tej Rydze to mieliśmy taką dziką imprezę, no mówię ci, wóda się lała, wiesz o co chodzi. A w Warszawie jak w tych najlepszych hotelach, te restauracje, to wszystko, no po prostu bajka, a ostatniego roku byłam w Zakopanem na nartach, Krupówki są w porządku, ale Mediolan, w Mediolanie to jest życie!”
Momentami śmiałam się do rozpuku z jej płytkich wywodów, a ona i tak nie słyszała. Niestety nie zanotowałam, co dokładnie mówiła, ale dość dobrze zapamiętałam.

Zobaczyć więcej

Ciekawe, że ja w Rydze zobaczyłam piękną architekturę, niesamowity klimat miasta, klimatyczny koncert w małym lokalu, który przez lato działał na dziedzińcu. Widziałam ogród, czułam czyste powietrze, jadłam same smaczne rzeczy. Może było trochę biednie, ale głównie na przedmieściach (gdzie na przedmieściach nie ma biedy?)
Popatrzcie sobie na Łotwę, podczas lądowania.

I na Rygę (zdjęcia z zeszłego roku):

Na Ukrainie co prawda jeszcze nie byłam, ale widziałam sporo zdjęć. Jest cudowna przyroda, podobna do naszej polskiej, a jednak trochę inna. We Lwowie są ciekawe zabytki i śmieszne, stare marszrutki. Można napotkać wiele śladów Polaków, którzy kiedyś żyli w tym mieście, a niektórzy żyją tam do dzisiaj.
Będąc w Anglii, Niemczech czy Norwegii widziałam w tych krajach więcej niż potencjalne destynacje zarobkowej emigracji. Dziedzictwo. Kultura. Zachowanie tubylców. Ich rysy twarzy, kolor skóry. Kolor nieba. Pora wschodu i zachodu słońca. Widoki.
Jakiś fragment miasta, jakieś dzieci. Jedna chwila. Monachium, Niemcy 2014.
Jest tyle rzeczy.
Hej, znudzony turysto.
Spojrzyj znad swojego hamburgera z piwem i zobacz coś więcej niż biedę lub bogactwo.
Przestań się wkurzać.
Zadaj sobie pytanie, co wyniesiesz z tej podróży, co wróci razem z Tobą. Nie, suweniry się nie liczą.