Dzisiaj, przewijając sobie leniwie ścianę na Facebooku, natrafiłam na zdjęcia zakrwawionego, pokrytego śluzem, nagiego noworodka tuż po urodzeniu. Post (który przytoczę za chwilę) komentował inne zdjęcie, czyli w sumie mamy już dwa zdjęcia nagich, pokrytych śluzem i krwią noworodków. A właściwie to jeszcze więcej, bo w komentarzach roi się od pań chwalących się swoimi „bejbikami”. Przez szacunek dla tej nowonarodzonych osób nie powielę tutaj tych fotografii, jeśli kogoś interesują, można poszukać ich na profilach Mamaginekolog oraz Superstyler.
Komentarz pani ginekolog prowadzącej ciążę do nagiego zdjęcia małego chłopczyka |
Postawmy sprawę jasno.
Moja ciało = moja sprawa – mogę sobie w internecie umieścić nawet swoje nagie zdjęcia i nikt może w związku z tym wnosić żadnych roszczeń. (No, ewentualnie mój mąż może mieć pretensje, ale zabronić mi nie może)
Ciało mojego dziecka = sprawa mojego dziecka. Jeśli ono będzie chciało wrzucać swoje nagie zdjęcia z porodu, to mu je z radością przekażę i niech je uroczyście w dniu swojej osiemnastki opublikuje w mediach społecznościowych. Ale ja tego nie zrobię. Bo tak naprawdę nie mam prawa.
W świetle polskiego prawa rodzice mają prawo upubliczniać wizerunek swojego dziecka w internecie. Za to publikowanie nagich zdjęć kogokolwiek nie jest legalne. Teoretycznie, skoro to twoje dziecko, to ty rządzisz. Ale naprawdę chcesz publikować NAGIE zdjęcia SWOJEGO dziecka w internecie? Słucham? Możesz powtórzyć, bo nie wierzę?
Zdjęć z mojego porodu nie będzie w internecie. Ani na blogu, ani na fanpage’u, ani na mojej facebookowej ścianie.
Te zdjęcia, jeśli powstaną, zostaną wykonane z wyczuciem estetyki i starannością. Pozwolę najpierw sobie i dziecku odetchnąć i oszczędzę wszystkim naturalistycznego widoku. Nie chodzi o to, że zakrwawione noworodki są obrzydliwe. To po prostu intymna chwila.
I tak jak nie będziemy wrzucać zdjęć z chwili poczęcia dziecka, tak nie będziemy dzielić się publicznie chwilą jego narodzin.
Dlaczego ta piosenka? Bo blogerzy zarabiają na swojej popularności. Każda kontrowersja czy odrobina prywaty na ich profilach to dla nich lepsze statystyki, co przekłada się w dalszej perspektywie na lepsze przychody.
Ale czy warto sprzedawać intymne chwile swoich dzieci?
Dla mnie – żadne pieniądze nie są tego warte.